Ale po kolei. Na początku wszystko układało się gładko, małe fokopodobne stworzonko przywitało się grzecznie z Joycką, potem z kotami... no normalnie sielanka ... do czasu gdy ten stwór (czyli jamnik
Zrozpaczony Max wpadł w kompletny kociokwik.. i wtedy to już nawet dziewczynki zaczęły mu się podobać
Teraz Maxidło siedzi i jęczy, a w kuchni płacze Onyks
Oszaleć można...
A tu zakochany jamnik
I koci entuzjazm na widok psiego wariata

Spacerek z Maxiuniem też okazał się nie lada atrakcją
Rodzina nie zostawiła mi smyczy - bo przecież Maxiuś jest taki grzeczniutki
Ledwo klucha nogę podniosła i dawaj przebierać tymi swoimi krótkimi łapkami i do kotków Maxia ukochanych.. Ale byłam twarda, wzięłam go pod pachę ... i tak przez większość spacerku
, ale przegoniłam potworka jak należy i jak wrócił był odrobinkę spokojniejszy, ale tylko odrobinkę
Musiałam wyglądać niezwykle atrakcyjnie drałujac z grzeczną szkotką i kulfoniastym jamnikiem pod pachą
, ale co tam 
W tym wszystkim najbardziej wzruszyła mnie Zuzanka, toż mnie dziewczynka tak nie wita, jak wracam po ośmiu godzinach w pracy, jak dzisiaj po pół godzinnym zamknięciu
A apogeum miziastości nastąpiło gdy tylko zamknęły się drzwi za jamnikiem (w czułych objęciach mojej mamy
) mizianek, grzbiecików, baranków i dreptania nie było końca
jakby chciała mi powiedzieć: uwielbiam cię za to, że się tego bzidala pozbyłaś 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz