6 lipiec 2009r.
Wczoraj Zuzanka była na ostatnim - mam nadzieję
- zastrzyku, teraz jeszcze przez trzy dni będzie dostawać lek dopaszczowo
Po zastrzykach poprawa jest wyraźna
Zuzia juz wcale nie kuleje, no i mam nadzieję, ze tak już zostanie
No ale jak to zwykle bywa, jak się już coś złego zacznie, to kontynuacja musi być
Wczoraj razem z Zuzią w lecznicy wylądował Maksiu - jamnik mojej mamy. Bidulinek czymś się zatruł
no i od wczoraj walą w niego tony zastrzyków i kroplówki, żeby się psiątko nie odwodniło. Przy okazji zrobili mu i inne badania, biochemia wyszła dobrze, ale już EKG nie bardzo... ma powiększoną lewa komorę serduszka i są jakieś problemy z zastawką... W życiu bym nie pomyślała, że on może mieć problemy z sercem, bardziej żywotnej i szalonej istotki to ja chyba nigdy nie widziałam
On potrafi godzinami - dosłownie godzinami, skakać jak wariat po którejś ze swoich piszczałek... i nic, ani zadyszki, ani zmęczenia, zabawa kończy się jak mu zabawkę zabiorą
No a Maksio już twierdzi, że lekarze nie mają pojęcia o czym mówią
po lekach na brzuszek i kroplówkach, siły na nowo w jego ciałko wstąpiły i podobno jak zwykle daje czadu... Zupełnie nie wiem co o tym myśleć
No a do kompletu to jeszcze wczoraj wieczorem Melba spadła z półki nad drzwiami
Nie mam bladego pojęcia jak ona to zrobiła
bo ona tam spała i nagle zawisła na przednich łapach nad drzwiami
Nim zdążyłam do niej doskoczyć już była na dole... No ale na szczęście nic się nie stało, obmacałam ją na wszystkie strony, wyoglądałam, chyba jednak jakoś sprytnie z tej wiszącej pozycji wykonała zeskok na podłogę
Ja myślę, że trzy wpadki to już wystarczająco dużo i Melba tym upadkiem zakończyła tą niesympatyczną serię
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz