Dzisiaj na 11.30 zawożę Florianka na kastrację. Od wczoraj głodujemy, bo żeby Floriankowi nie było smutno, ze tylko on jeść nie dostaje, głodzę razem z nim resztę kotów oprócz oczywiście dzieci. Zuzka od wczoraj wściekła jak osa, bo nie dość, że jej jeść nie dają, to jeszcze znowu ją z pokoju wywaliłam z resztą kotów i złośliwie zamknęłam się z dzieciakami
A Florianek patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczami z ogromnym zdumieniem i zupełnie zrozumieć nie może, dlaczego pozwalam, zeby mu w brzusiu z głodu burczało wylizał dziś rano pustą miseczkę po mleczku dzieci i spojrzał na mnie z minką: jeśli ty myślisz, że mnie to wystarczy to się grubo mylisz
Trzymajcie kciuki proszę za to moje maleństwo
Florianek już w domku.
Teraz Florianek przysypia w transporterku, biedniutki jest straszliwie i jeszcze się posikał bidok w lecznicy jak się wybudzał, więc śmierdzi przeokrutnie. Na powitanie został obfukany przez pozostałe koty, a do tego Tinka stłukła Onysia bo przesadził z tym fukaniem na Florka.
Byle ta durna narkoza juz całkiem puściła...
Każdy jest wściekły na każdego, nikt nikogo nie lubi... tak napiętej sytuacji w domu to ja nigdy jeszcze nie miałam.
A Florek najspokojniejszy gdy leży u mnie na kolanach, przytula się, pysio do całowania nadstawia, łapki mi na ustach kładzie i tylko na tych moich kolanach przysypia, wstałam teraz na chwilkę, żeby cokolwiek ogarnąć, ale wyglada na to, że noc czuwania przede mną, raz nad jeszcze trochę pijanym Floriankiem, a dwa żeby mi się wojna z tych naburmuszonych min nie wywiązała... To był debilny pomysł, zeby mając dzieci w domu zdecydować sie na zabieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz