Dawno żadnych fotek nie wstawiałam czas najwyższy zaległości nadrobić
Demiszonek udająca ...papugę
co jest?
nie ma to jak przyjemny wyraz twarzy
i w końcu dama w oknie
i Melbiszon
naokienna
i koszyczkowa - słodka niunia
I kilka newsów z życia maluszków Wczoraj poznały swojego ojca Imbryczek tak się już darł pod ich drzwiami
że to skandal, szczyt chamstwa i obłudy, że on rozumie, ze go nie
wpuszczałam jak malusie całkiem były, ale teraz... to juz gruba przesada
no i pękłam i go wpuściłam - w końcu ojciec też jakieś prawa ma
Imbryś wpadł do nich jako ta bomba, nim ich dobrze obwąchał, juz im
pupska wyszorował - w końcu nikt lepiej nie odsikuje dzieci niż tatuńcio
a że juz potrafią same? - a w czym jedno drugiemu niby ma przeszkadzać
Maluchy były nieco oszołomione taką wylewnością, od razu, na dzień
dobry ale po pierwszym wytrzeszczu oczu wywołanym szorowaniem ich pup raźnie za nim tuptały na tych swoich krzywych, chudych nogach
Leo chyba już całkowicie opanował sztukę kuwetkowania ale na razie korzysta jedynie z małej kuwetki dla kocich niemowlaków
Kiedy nadchodzi czas na kuwetkowanie, Leo pędzi do małej kuwety i z
wielkim skupieniem na pysiu, tworzy co ma w danej chwili stworzyć
Luisek korzysta z kuwety dziecięcej i wielkiej kuwety mamy... ale za
to od czasu do czasu nie widzi nic zdrożnego w tym, żeby pięknym si
przyozdobić podkład na którym stoi mała kuweta - w końcu przecież po to
ten podkład tam położyłam, więc on, Luis nie może mnie zawieść, co tak
będę po próżnicy podkłady rozkładać
Stwory gonią się po całym pokoju
korzystają już z małych drapaczków, interesują się zabawkami,
uprawiają zapasy i zaczynają zaglądać do miski z karma mamy i do
fontanny. Leo na razie nie rozgryzł ich przeznaczenia a Luisek - jako, że to żarłacz pospolity jest już kombinuje jak by tu taka sucha karmę ugryźć a i wody z fontanny skosztował... tyle tylko, że noskiem
Maryśka to bardzo mądra matka najmądrzejsza z moich dotychczasowym kocich mam
Ona ma sobie tyle spokoju i wiary w to, że nikt jej dzieciom nic złego
nie zrobi, że jako jedyną mogłam przy wszystkich poprzednich miotach
pozwalać jej na odchowanie dzieci w samym środku stada z łażącymi obok
kotami
To pierwszy miot, przy którym ją odizolowałam i mimo, tego, że
poprzednio jej nie przeszkadzało... a może raczej należałoby powiedzieć,
nie wpadała w histerię
że ktoś jej dzieciom zagrozi, to jednak tym razem postanowiłam dać jej
kompletny luz i widzę, że jest maksymalnie wyluzowana i może bez
żadnego rozpraszania rozkoszować się urokami macierzyństwa
Po za tym byłam też ciekawa jak to wpłynie na dzieciaki
do tej pory twierdziłam, że dzieci Marysi są takie wyluzowane i nigdy
nie prychnęły na żadnego innego kota, bo mają z nimi do czynienia od
samego początku swojego życia... no ale chyba mi przyjdzie zweryfikować
to twierdzenie tych dwóch, mimo, że znali do tej pory tylko mamę i mnie, zachowują się dokładnie tak samo, jak ich młodsze rodzeństwo
tak więc to chyba jednak robota genów i cudownego charakteru matki i
jej spokoju, bo gdyby czuły, że ona się niepokoi, same pewno też by się
obawiały, a skoro czują jej spokój to i one są pełne ufności i
dziecięcej ciekawości i gości przyjmują z otwartymi ramionami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz