niedziela, 13 czerwca 2010

4 czerwiec 2010r.

I dwa słowa jeszcze o moim na nowo połączonym stadku.
Sytuacja była naprawdę bardzo trudna... tak trudna, że bałam się i to poważnie, czy kiedykolwiek uda mi się przywrócić dawną sielankę... co ja mówię, tak naprawdę to ja w to nie wierzyłam, że sielanka będzie jeszcze kiedykolwiek możliwa i jedyne o czym marzyłam to doprowadzenie do tego, żeby chociaż się wzajemnie jakoś tolerowały... Jednocześnie zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli nie uda mi się naprawić stosunków pomiędzy kotami, będzie mnie czekało wydanie kogoś z domu, bo tak na dłuższą metę żyć się nie da, bo jest to męka i dla kotów i dla mnie :mur:
Zawsze uważałam, że jakiekolwiek zawirowania w relacjach pomiędzy stadem w domu i to bez znaczenia czy stado składa się z dwóch, czy też n kotów ;) jest winą błędu człowieka i moje własne przeżycia potwierdziły tylko tą moją teorię. Tyle tylko, że błąd popełnia się bardzo szybciutko, a naprawienie jego skutków może potrwać już zdecydowanie dłużej i wymaga przemyślenia i opracowania strategii dostosowanej do indywidualnych potrzeb członków stada a następnie konsekwentnego i już tym razem bezbłędnego wprowadzenia jej w życie.
U mnie metoda, żeby pozwolić kotom na to, żeby dały sobie po razie i ustaliły na nowo stosunki pomiędzy sobą, nie zdała egzaminu kompletnie :dobani: bo to tylko pogorszyło sytuacje - zdenerwowane i przestraszone były wszystkie i tylko bardziej się na siebie nawzajem nakręcały, więc to ucięłam bardzo szybko. Tak więc pozostało mi tylko ich rozdzielenie. Dzieliłam koty około czterech miesięcy, a w międzyczasie pracowałam nad przywróceniem im poczucia bezpieczeństwa i stopniowo łączyłam Tinkę z pozostałymi kotami, najpierw tylko na chwileczkę, a stopniowo na coraz dłużej. Wymagało to ekwilibrystyki nie lada, bo w tym czasie musiałam wszystkie dopieścić i latałam jak z pypciem pomiędzy trzema grupami... łącznie z nocami, bo spać musiałam każdej nocy w trzech miejscach - da się :)
Teraz minęły dwa tygodnie jak włączyłam Tinusię na nowo do stada... tfu :pawik: , tfu :pawik: , tfu :pawik: żeby nie zapeszyć! :pawik: rezultaty przekroczyły moje oczekiwania :yahoo: bo wszystko wskazuje na to, że nie tylko się tolerują, ale że wróciła dawna sielanka :taniec:

Reasumując :wampir: moje wnioski i nauka dla mnie na przyszłość jest taka: po pierwsze kotki - matki są święte i nie wolno zrobić niczego, co może wywołać u nich poczucie, że dzieci mogą być zagrożone i tu trzeba postępować z 1000 krotną nawet przesadą, bo jak się okazuje nawet totalna buła i ciamajda może nagle zamienić się w dziką tygrysicę. I dwa, warto stanąć na głowie, kiedy już się błąd czy nawet serię błędów popełniło, bo nawet kiedy sytuacja i relacje pomiędzy kotami wydają się beznadziejne i nie do naprawienia, da się je naprawić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz