W dniu dzisiejszym zabrałam dziewczynki na pierwszy króciutki spacer przed domem. Obie były mocno oszołomione tym zajściem, najpierw szelki - to absolutny skandal ubrać kota w takie paskudztwo ale to święte oburzenie szybko odeszło w zapomnienie z uwagi na ogrom zupełnie nowych i dziwacznych wrażeń Na pierwszy ogień poszła Tinusia, bo uznałam, że taki luzak jak ona z pewnością kłopotu nie sprawi. Kłopotu może nie, ale bidula stała jak zamurowana, na ugiętych łapkach bardziej jamnika przypominała niż dostojną kocią panienkę No nie mogę powiedzieć nawet kilka kroczków zrobiła (oczywiście dalej na ugiętych łapach) ale to bardziej zasługa muszek i innych bzyczących stworków. Do tego na każdy odgłos robiła taaakie wielkie, okrągłe oczyska i tak się w sobie skurczyła jakby chciała całemu potwornemu światu pokazać, że jest tak naprawdę jeszcze bardzo malutka i ani troszeczkę dorosła
Natomiast Melba no cóż prawie jakby co dzień na spacerki chadzała. Galopowała mi po całym podwórku jak z piórkiem w pupie. Myślę, że mogłam wyglądać podobnie jak pędzący na złamanie karku właściciele psów z kreskówek a do tego jeszcze z aparatem w dłoni. Oczywiście Melba też na dziwaczne odgłosy zastygała w bezruchu, strzygła uszami na wszystkie strony... a następnie galopowała dalej - przecież to takie fascynujące Gdyby nie te chwile, gdy mi się kocinka zaniepokoiła to bym jej pewno żadnej fotki nie zrobiła, bo zdjęcia w ruchu, to jednak za dużo dla mojego aparatu W każdym razie gdy już zataszczyłam spacerowiczkę do domu, jej wyraz pysia mówił bardzo wyraźnie: a kto ci powiedział, że ja już chciałam wracać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz