czwartek, 12 marca 2009

22 lipca 2007r.

W dniu dzisiejszym zabrałam dziewczynki na pierwszy króciutki spacer przed domem. Obie były mocno oszołomione tym zajściem, najpierw szelki - to absolutny skandal ubrać kota w takie paskudztwo ale to święte oburzenie szybko odeszło w zapomnienie z uwagi na ogrom zupełnie nowych i dziwacznych wrażeń Na pierwszy ogień poszła Tinusia, bo uznałam, że taki luzak jak ona z pewnością kłopotu nie sprawi. Kłopotu może nie, ale bidula stała jak zamurowana, na ugiętych łapkach bardziej jamnika przypominała niż dostojną kocią panienkę ;) No nie mogę powiedzieć nawet kilka kroczków zrobiła (oczywiście dalej na ugiętych łapach) ale to bardziej zasługa muszek i innych bzyczących stworków. Do tego na każdy odgłos robiła taaakie wielkie, okrągłe oczyska i tak się w sobie skurczyła jakby chciała całemu potwornemu światu pokazać, że jest tak naprawdę jeszcze bardzo malutka i ani troszeczkę dorosła ;)
Natomiast Melba no cóż prawie jakby co dzień na spacerki chadzała. Galopowała mi po całym podwórku jak z piórkiem w pupie. Myślę, że mogłam wyglądać podobnie jak pędzący na złamanie karku właściciele psów z kreskówek a do tego jeszcze z aparatem w dłoni. Oczywiście Melba też na dziwaczne odgłosy zastygała w bezruchu, strzygła uszami na wszystkie strony... a następnie galopowała dalej - przecież to takie fascynujące :mrgreen: Gdyby nie te chwile, gdy mi się kocinka zaniepokoiła to bym jej pewno żadnej fotki nie zrobiła, bo zdjęcia w ruchu, to jednak za dużo dla mojego aparatu ;) W każdym razie gdy już zataszczyłam spacerowiczkę do domu, jej wyraz pysia mówił bardzo wyraźnie: a kto ci powiedział, że ja już chciałam wracać

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz