No a mój Floruś, chyba nie bardzo świadomy mojego stanu
środa, 24 czerwca 2009
28 luty 2009r.
Oj zabalowało mi się wczoraj, zabalowało
aż słabowita nieco się dzisiaj czuję
No ale powód do balangi wczoraj był niemały
W końcu zaszczepiłam Florcia
Planowałam co prawda od samego początku, że nie będzie on szczepiony termionowo... no ale, że aż tak późno... to już wynik głównie mojej obsesji na jego punkcie
Przyplątało nam się w pewnym momencie małe przeziębionko, tzn. maleństwu zdarzało się ze trzy cztery razy kichnąć w ciągu dnia, więc mimo lekko zdumionej miny mojego weta
twierdziłam, ze kot ciężko chory i szczepienie przesuwamy
no ale reszta przeszkód to już głównie chyba z mojego strachu, że coś się może dziecku złego przy szczepieniu przydarzyć
W końcu wczoraj wzięłam byka za rogi
tzn. wzięłam dzień urlopu na szczepienie Florka
i z wielką pompą pojechałam tym razem osobiście do lecznicy... szczękając zębami ze strachu
Siedziałam wetowi na karku przepisowe 2 godziny
łypiąc cały czas podejrzliwym wzrokiem na Florka
i każąc wetowi go co chwilkę osłuchiwać
Przy okazji wysłuchałam całego wykładu, na temat możliwości wystąpienia wstrząsu po szczepieniu, z naciskiem na to jak rzadko się to przytrafia, rzadko, nie rzadko ja tam wolałam łypać
Drugie szczepienie też zrobimy nieco nietypowo, bo za miesiąc - wetowi chyba udzieliła się moja obsesja na punkcie Florka
a do tego bidula
chyba uświadomił sobie po tym szzcepieniu, że lekko mieć ze mną nie będzie
szczególnie, ze nie omieszkałam, z lekka złośliwe bąknąć, żeby już zaczął się psychicznie przygotowywać, na to co będzie się działo
jak przyjdzie czas, żeby Florcia kastrować
No a mój Floruś, chyba nie bardzo świadomy mojego stanu
grzecznie dryptał sobie po stole, równie grzecznie pozwolił się wetowi wybadać z każdej możliwej strony, przy szczepieniu ani pisnął - jakby w ogóle nie zauważył, że mu takie kuku robią
później chwilkę spokojnie posiedział rozglądając się z dużym zaciekawieniem, po około 10 min. zaczęła chłopaczynę brać senność, a po pół godzince wygodnie rozsiadł się na moich kolanach i co chwilkę spoglądał na mnie z miną: no ale generalnie, to po kiego diabła ty tak tego weta zanudzasz
przecież można by już iść do domu. W domu najpierw jeszcze długi czas latałam jak z pieprzem za Florkiem, no bo niby już te 2 godziny mieliśmy za sobą, no ale..
A potem padłam jak mrówka, do tego z gigantycznym bólem głowy
A moje maleństwo cały czas zachowywało się jakby żadnego szczepienia nie miało, brykał skakał i ganiał z resztą kotów. Moje kochane, dzielne maleństwo
No a mój Floruś, chyba nie bardzo świadomy mojego stanu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz