20 kwietnia 2008r.
Dzisiaj druga ważna w moim domu rocznica kwietniowa
Rok temu zamieszkała w moim domu Melbusia
.
Wyjazd po Melbę był już znacznie spokojniejszy niż po Tinkę, już wiedziałam jak cudownie jest, gdy małe wyczekane, kochane maleństwo w końcu przyjeżdża do domu
i uczuciem dominującym była radość, że w końcu moje dwie dziewczynki będą razem ze mną
. Miałam wielką nadzieję, że dziewczynki pokochają się szybciutko i będą traktować się jak siostry i tak właśnie się stało. W hodowli miała miejsce przecudna i wzruszająca chwila – pożegnanie Melbuszka z rodzicami
. Nie jestem w stanie opisać tej ślicznej sceny, ale gdy już zaczynaliśmy się zbierać do wyjazdu, najpierw mamusia Melby Livanka przyszła wycałować swoje dziecko, a chwilę później ostatnie buziaki na dowidzenia od tatusia Bacabalka. Coś przepięknego
.
Tinka powitała Melbę profilaktycznym prychaniem, ale już chwilę później dziewczynki się zaprzyjaźniły i pierwszą noc spędziłyśmy w trójkę. No ale jak Tinusia mogłaby Melby nie pokochać od razu i nie chcieć jej pocieszyć w tych pierwszych trudnych dla malutkiej Melby chwili. Melbuś już wtedy była bardzo uczuciową, rozkoszną, troszkę zagubioną i przestraszoną malutką kuleczką. Tak więc Tinka jako energiczny kotecek o dobrym serduszku musiała się nową siostrzyczką zaopiekować
. Wydawało mi się
, że Melba właściwie od razu mnie zaakceptowała i pokochała. Całe noce spędzała ze mną w łóżku, gdy choć na chwilę zniknęłam jej z oczu, wydawała z siebie dźwięki mrożące krew w żyłach
, żeby tylko przywołać mnie z powrotem. Melba bardzo szybko stała się moją nieodłączną towarzyszką we wszystkich domowych czynnościach. W czasie gdy Tinusia smacznie spała, Melba chodziła za mną krok w krok bacznie obserwując jak myję naczynia, szykuję jedzenie, sprzątam czy siedzę przy komputerze. Gdy tylko zajęłam pozycję horyzontalną z pilocikiem w ręce
, Melbuszek od razu był przy mnie
. Pełna sielanka
. A właśnie, że wcale nie pełna
. Po upływie miesiąca, od zamieszkania u mnie, Melba udowodniła mi, że do tej pory tylko mi się wydawało
, że mnie lubi. Któregoś dnia zobaczyłam nagle nową Melbę, Melbę upominającą się o pieszczoty, Melbę w pełni obdarzającą mnie zaufaniem, Melbę z uwielbieniem wpatrującą się w moje oczy
. To właśnie wtedy Melba po raz pierwszy rozpoczęła swoje rytuały miziankowe, bez których nie wyobrażam sobie dnia. Zobaczyłam świerszczącą Melbę, z wygiętym grzbiecikiem, cudnie zadartą kitą, a później baranki, buziaczki i ugniatanie i przytulanie i brzuchol wywalony do miziania
. Za pierwszym razem prawie bałam się drgnąć, żeby tylko nie spłoszyć mojego cudnego Melbiątka i wiedziałam, że teraz dopiero Melba w końcu tak naprawdę jest moja
.
Dzisiejsza Melba, to Melba pełna uroku, ciepła i niesamowitej słodyczy, czuła, opiekująca się wszystkimi w domu. To ona jest głównym prowodyrem wszelkich scen miziankowo – przytulankowych z pozostałymi kotami. Taka boginka domowego ogniska
. Melba jest zachowawcza w stosunku do obcych, a i owszem ciekawość zawsze bierze górę i przychodzi oglądać i obwąchiwać przybyszów. Później układa się gdzieś w pobliżu i obserwuje. Co poniektórych zaszczyciła wspinaniem się po ich plecach, ale to ona ma prawo dotykać gości, goście ją, już nie koniecznie
. Na co dzień Melba to spokojna, zrównoważona, czasem mocno zdziwiona łajzeczka
. A są chwile, kiedy w Melbę wstępuje dziki żywioł i nagle ze spokojnej buły
przeistacza się w energiczną, rozbrykaną i z lekka szaloną tygrysicę. Tak dzieje się głównie w trakcie zabawy gdy Melba dostanie głupawki, na spacerkach gdzie goni jak szalona i taką nadpobudliwą Melbę widziałam też na wystawie. Ale to co mi się ogromnie podoba, to to, że żadne wcielenie Melby nigdy nie ma w sobie nawet cienia agresji
. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek słyszała Melbę prychającą, a o podniesieniu łapy czy to na innego kota, czy na człowieka w ogóle mowy być nie może.
Melbuszku życzę nam obu żebyś była zawsze zdrową, szczęśliwą, kochaną moją cudowną Melbą. I wielu, wielu, wielu rocznic takich jak dzisiaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz