wtorek, 23 czerwca 2009

24 październik 2008r.

Nie mieliśmy dzisiaj dobrej nocy... Najpierw Tinka tak się pieczołowicie wzięła za lizanie Florka, że zerwała mu strupek na pysiu :zalamany: Najpierw sama mu go zafundowała, bo rozlizała jednego z syfków... jak się w końcu zaczęło to zaleczać, to wczoraj mu zaś to rozbebrała :zalamany: Kurcze wszystkie pozostałe już zniknęły pod wpływem działania antybiotyku, tylko ten rozlizany został i to na policzku :/ Nie pozwalam jej teraz małego tykać bez mojej kontroli i jest bardzo nieszczęśliwa z tego powodu :zalamany: W ramach rekompensaty leży ciągle na Maryśce i ja wylizuje...
No a do tego nad ranem nie usłyszałam budzika
:cenzura: i mały przez trzy godziny był bez jedzenia... Oj, zebrało mi się od niego jak w końcu wstałam... wrąbał na raz 5,5 ml, taki był głodny biedaczek. Potem mieliśmy kolejne trzy karmienia, też nie powiem żeby skromne Mam nadzieję, że już odrobił straty jedzeniowe z nocy Ale za to dzisiaj zrobił zdecydowanie ładniejszą qpkę w normalnym kolorze a nie zieloną... No i znowu przybrał na wadze :mrgreen:


Ile razy mnie się zdarza z niepokojem zaglądać do małego... Przez całą dobę nastawiam budzik, żeby dzwonił godzinę po tym jak kończymy jeść, a mały zazwyczaj budzik wyprzedza i budzi się jakieś 5 - 10 minut wcześniej. Ale czasem budzik dzwoni a mały śpi... mnie włosy od razu stają na głowie... czy aby nie jest gorzej... zaczynam go delikatnie głaskać... ale na szczęście za każdym razem jest taka reakcja: ciche miauknięcie - no co mi spać nie dajesz potem ziewnięcie i przeciąganie się - oddycham z ulgą...


No to mieliśmy kolejny horror... małemu odpadła pępowinka... a spod pępowinki nastąpił dosłownie wybuch ropy... Ja się spodziewałam, że pod nią może być ropa, no ale to co zobaczyłam... :trwoga: Wyglądało to tak jakby mu się otworzyła wielka dziura w brzuchu a z niej wyciekało i wyciekało... Bałam się czy to tylko ropa... Waciki, jodyna, waciki, jodyna... i prawie na sygnale do weta... Z tego wszystkiego przejechaliśmy zjazd na Brynów i dojechaliśmy do Rudy Śląskiej... Ja byłam zielona ze strachu i aż się bałam zaglądać na to jego brzusio... Nim dojechaliśmy do weta, wszystko pięknie zaschnęło :modlitwa: Kolejne antybiotyki, no i teraz tylko mieć nadzieję, że to już było ostatnie ognisko ropne... Matko ja w psychiatryku skończę...

A mały, wybebrany cały jodyną, po powrocie do domu wyduldał zaś 5 ml i teraz śpi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz