wtorek, 23 czerwca 2009

22 październik 2008r.

Myślę, że jestem Wam winna wyjaśnienie co się dzieje, choć nadal nie mam ochoty pisać. W piątek popołudniu zorientowałam się, że coś się złego dzieje z maluchami, zaczeły słabnąć i lecieć z wagi. Pierwszy wyjazd do kliniki, pierwsza diagnoza - urodziły sie chyba jednak za wcześnie, są słabe, karmić co godzinę i podawać glukozę. W sobotę rano wiedziałam już, ze jeden maluch nie ma szans, przestał mi nawet przełykać, odszedł w nocy z soboty na niedzielę. Dalej walka o drugiego malucha, słabiutki, ale przełyka, po kropelce po dwie ale przełyka. W niedzielę od rana zaczęłam wydzwaniać do kolejnej kliniki - to co robię ok, próbować dalej. Maluchowi zaczęły wychodzić ropne wypryski i pojawił się ropny wyciek z dróg moczowych, jednocześnie Tinka zaczęła mi lecieć przez ręce, trzecia powieka zaszła za oczy, temperatura ponad 40 stopni. Tu już wet nie miał wątpliwości, ze mam natychmiast przyjechać. Infekcja bakteryjna. Do tego u Tinki stan zapalny sutka. Oboje są na antybiotykach. Tinka zdecydowanie lepiej, jeszcze chwilami czuje się gorzej, ale bezpośrednie zagrożenie jej życia minęło. A maluch... no co ja mam powiedzieć... nie mam pojęcia czy przeżyje... Walczy bardzo dzielnie, trzeci dzień juz nie muszę mu wlewać jedzenia i glukozy do pysia tylko sam ciągnie. No i coraz częściej mi się gubi, tzn. czasem budzi się przed ustaloną porą i zaczyna wędrować w poszukiwaniu jedzenia :) Od piatku nasz rytm dnia wygląda tak, że co godzinkę go karmię, potem śpi, znowu karmienie i tak to trwa. Dzisiaj po południu kolejny zastrzyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz