wtorek, 23 czerwca 2009

27 październik 2008r.

Łatwo nie jest... Tinka wyje chwilami jak potępieniec, żeby ją do dziecka wpuścić, a teraz znowu ma szlaban:bezradny: przy odsikiwaniu małego rozlizała mu ten drugi wyciskany gruczoł i teraz musi czekać aż mu sie to zasklepi jak należy. No ale przynajmniej wyciekło resztę ropy. Wczoraj odpadł strupek na pępuszku i tu miła niespodzianka - zero ropy, a byłam pewna, że tam zaś coś sie nazbiera. Jest jeszcze ciągle jedno miejsce na pysiu, które mnie niepokoi, muszę przycisnąć dzisiaj weta, żeby się temu zaś przyjrzał jak należy.
Ale za to mały przybrał kolejne 20 g
:mrgreen: a biorąc pod uwagę, że przez pierwsze 6 dni waga najpierw leciała na łeb na szyję... potem stała jak zaklęta przez kilka dni na 95g... jak w końcu drgnęło to mieliśmy cały czas po 10g, a teraz w końcu druga doba po 20g to jest to już coś :mrgreen:

A tu sceny rodzinne sprzed chwili









No a przed chwilą Melba zrobiła kolejny kroczek w matkowaniu Florkowi... oczywiście musiała zrobić to czego najbardziej nie lubię - próbowała przenosić malucha



No a ja się właśnie trzęsę zaś ze złości :cenzura: na co - no oczywiście na wetów :cenzura: albo ja mam takie szczęście, albo za duże oczekiwania w stosunku do tej przeuroczej grupy zawodowej :cenzura: Nie dość, że w ramach wielkiej "uczynności" wstawili mnie do pokoju w którym był kot czort wie na co chory bo sami byli głupi, w każdym razie jak usłyszałam, że rozważana jest opcja uśpienia bidoka, bo to może być któraś z chorób zakaźnych, zwiałam nie czekając na ciąg dalszy... Do tego wielka kontrola sprowadziła się to tego, że ja powiedziałam co mam do powiedzenia, lekarz pokiwał głową ze zrozumieniem... i dał małemu kolejny antybiotyk i to by było na tyle jego działalności :cenzura: Tinka nawet z transportera nie wyszła :cenzura: A potem jeszcze pani w recepcji opierniczyła mnie, że weszłam bez kolejki :shock: mimo, że weszłam na wyraźnie skierowane do mnie zaproszenie szanownego pana weta :cenzura: i powiedziała, że muszę czekać aż przyjmie kolejną osobę bo ona nie wie ile mam zapłacić :172: Oczywiście nie czekałam tylko kulturalnie powiedziałam, że nie mam najmniejszego zamiaru czekać i zapłacę jutro. Ja bardzo przepraszam, ale mnie chyba w końcu :cenzura: weźmie Nie dość, ze narażam dziecko codziennymi wizytami w lecznicy, to jeszcze zazwyczaj sprowadza się wszystko do podania zastrzyku. Przecież to z przeproszeniem każdy gamoń potrafi zrobić



Im się chyba po prostu nie chce... no i do tego: wielkie mi halo - jeden wte czy wewte... A mnie dalej z uszu aż dymi ze złości i siedzę i myślę co ja mam zaś robić dalej... Pomoc weterynarza jest nam nadal bardzo potrzebna, tylko takiego, któremu będzie się chciało chwilkę pomyśleć jak tą moją bidę w końcu doprowadzić do pełnego zdrowia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz