3 maj 2008r.
Jak się nie ma własnego ogródka, dobrze mieć choć ciotkę z ogródkiem
Że też ja nigdy wcześnie nie wpadłam na genialny pomysł, żeby tam kociaste zataszczyć...
Melba... no cóż dziewcze wpadło w histerię, tuż po tym jak ubrałam jej szelki... i to by było na tyle melbisiowego korzystania z ogródka ciotki
Nie mam pojęcia co ją aż tak wystraszyło
może po prostu za dużo nowego...
Zuzanka
jej wycieczka trafiła się zupełnym przypadkiem, bo po ostatnich występach, powiedziałam nigdy więcej... nie ma to jak konsekwencja w postępowaniu z koteckami
Okazało się, że pomysł nie był, aż tak nietrafiony, jak by się wydawało, bo Zuzanka dłuższą chwilę biegała bardzo zaciekawiona po całym ogrodzie. Sfocić ją było trudno, bo pędziła z prędkością światła. W transporterze jednak wylądowała przed czasem, bo gdy zaczęła warczeć, fukać i gryźć smyczkę postanowiłam nie czekać na ciąg dalszy, tylko schowałam potworka do klatki
I tym oto sposobem na placu boju została Tinusia z Onyksiem. Moje kochane zrównoważone aniołki
Oba nie tylko dzielnie pozowały, ale większość czasu wydawały się naprawdę zadowolone z wycieczki 


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz